Dave Gahan & Soulsavers – „Angels & Ghosts”

Tak daleko od DM. Tak blisko.

2015.10.24

opublikował:


Dave Gahan & Soulsavers – „Angels & Ghosts”

Kiedy Dave Gahan opuszcza łono Depeche Mode, to wraca z materiałem, w którym jest zacznie więcej powietrza, emocji, energii. Ewidentnie takie wycieczki mu służą. Służą też nam. Tym bardziej, że podróż z Soulsavers pierwszą nie jest. Trzy lata temu zaserwowali „The Light the Dead See”, płytę, która z jednej strony ukazała gigantyczny potencjał kompozytorski Gahana i zespołu, z drugiej mocno wyśrubowała oczekiwania wobec kolejnej wspólnej płyty. Czy wejście przez Dave`a drugi raz do tej samej rzeki mogło się udać? Wcale nie było to takie pewne. Łatwiej było uwierzyć w przyjaciół z Soulsavers, którzy we współpracę z silną i mroczną osobowością muzyczną angażowali się nie pierwszy i nie drugi raz (Mark Lanegan!). I czują się w tym jak ryba w wodzie.

Czy więc „syndrom drugiej płyty” był? Nie wiem jak u powyższej spółki, ale ja się obawiałem. I kolejny raz tej jesieni mogę napisać – kompletnie niepotrzebnie. „Angels & Ghosts” rozwija się znacznie atrakcyjniej niż „The Light the Dead See”. Choć struktura i tematyka tych płyt jest podobna, to na najnowszej mamy więcej rdzawego rocka pomieszanego z bluesem, soulem i innymi pozornie nieprzystającymi do siebie elementami. Pozorne nieprzystawanie zostało stanowczo zdmuchnięte przez świetnie zaaranżowane kompozycje, często minimalistyczne, oszczędne, subtelne i wizjonerskie. Melodie, w naturalny sposób proste, nie są w ogóle oczywiste, prymitywne czy przewidywalne. I jeszcze jedna generalna uwaga – głos, którym operuje Gahan, jest motorem napędzającym poczucie nostalgii i rozedrganych emocji, nie mniej niż poczynania pozostałych muzyków, w tym świetnie poprowadzonych chórów (Wendi Rose, Janet Ramus i T Jae Cole), dęciaków w tle (The Hollywood Strings oraz Horns Ensemble prowadzonych przez Daniela Luppiego), smyków i innych dyskretnych zabiegów. Cudo.

Gahan często i chętnie sięga po wysokie rejestry, porusza się w nich swobodnie, a wspomniane chórki towarzyszą w dyskretny sposób. Rzadko wysuwają się na plan pierwszy, a jednak po przesłuchaniu płyty jest się pewnym – gdyby ich zabrakło, ze wszystkich kompozycji wyzierałyby straszne dziury. To one dodają całej płycie swoistego gospelowego wydźwięku. 

Całe „Angels & Ghosts”, utwór po utworze, skomponowane jest tak, by prowadzić słuchacza przez przenikające się nastroje – raczej ponure, jesienne klimaty. Gahan – w czasem depeszowy, czasem uduchowiony – wyśpiewuje swoim ładnie podniszczonym już głosem tematy, na które nie zawsze możemy mieć ochotę. Dowodem niech będzie otwierająca album kompozycja „Shine”, następujący po nim „You Owe Me”, singlowe „All Of This And Nothing”, rozpaczliwie tragiczne „Don’t Cry” aż po finałowe i przynoszące obietnicę jakiejś nadziei „My Sun”.

Ach, słowo singiel kompletnie mi nie pasuje w kontekście tej płyty. Szkoda wyrywać poszczególne fragmenty z szerszej całości. Traci się kontekst, gubi się klimat i wszystkie doznania zaznaczone lub tylko lekko zasygnalizowane plamami dźwięków. To wielka wartość tej płyty.

Polecane

Share This