IZA (Iza Lach) – „Painkiller”

Zagubiona magia.

2014.11.14

opublikował:


IZA (Iza Lach) – „Painkiller”

Gdy w marcu recenzowałem ostatni krążek  Izy Lach, porównywałem ją do zapomnianego dziś kalifornijskiego duetu J.Davey, zachwycałem się szerokimi horyzontami, doceniałem wszechstronność. „Flower In The Jungle” było rzecz jasna w kilku miejscach niedopracowane, ale wszystkie zarzuty mogliśmy wówczas zrzucić na fakt, iż mieliśmy do czynienia z mixtapem, a więc materiałem z założenia wprowadzającym w coś poważniejszego. „Painkillera” taryfa ulgowa już nie mogła obowiązywać.

Zaskakujące jest to, jak blado na tle swojego wiosennego poprzednika wypada oficjalny debiut Izy. To niby tylko jedenaście piosenek i czterdzieści minut materiału, a podczas odsłuchu całość dłużyła się bardziej niż albumy dwupłytowe. Wraz z tak ostrą selekcją utworów można by oczekiwać samych sztosów, a tymczasem po kilku spotkaniach z „Painkillerem” chcę wracać jedynie do pojedynczych kompozycji: „360”, „Undecided” i nagrania tytułowego. Pierwsza z wymienionych piosenek imponuje tym, czego brakuje większości nagrań: nieco bardziej zaawansowanym aranżem, i momentem zaskoczenia, przełamania monotonii podkładu. Całą pracę wykonują tutaj delikatnie wprowadzone instrumenty dęte, dzięki którym możliwa jest wariacka, obłędna pętla w refrenie. Gra tempem i  nawarstwienie ścieżek mogą się też podobać w „Painkillerze” – tu zamiast dęciaków mamy instrumenty smyczkowe i marszowy rytm. W inną stronę idzie natomiast kawałek z Soopafly`em, gdzie minimalizm jest wręcz programowy, bit posuwa się wolno, a ospałe, ponure syntezatory stanowią tyleż ciężar, co torują drogę i otwierają przestrzeń.

Mimo to mam poczucie, że te nagrania, wyróżniające na „Painkillerze”, na innym, lepszym tle przeszłyby zupełnie bez echa. Główny – choć nie jedyny – problem tego albumu leży w produkcji, którą na swoje barki w całości wzięła IZA. Tym elektronicznym, często bardzo kameralnym podkładom czegoś ewidentnie brakuje. Wyrazistości? To na pewno. Ale też dobrego, głębokiego basu. I melodii. Niekoniecznie tej przebojowej, ale takiej, która zorganizowałaby klimat, tchnęłaby ducha w te bezbarwne, pozbawione pomysłu kompozycje. Wówczas to, co monotonne, mogłoby stać się spójnym. Nie mam więc pretensji do autorki, że kosztem gatunkowych szaleństw narzuciła sobie jedno, średnio-wolne tempo. To byłaby nawet dobra decyzja, gdyby dostarczyła choć odrobinę magii. Tymczasem po przesłuchaniu „Painkillera” chce się jedynie wzruszyć ramionami. Posłuchajcie zresztą tylko ostatniego „Send In The Clowns” – zwyczajność i poprawność dawno nie były tak bolesne.

Tej magii, niestety, brakuje też w kilku momentach w głosie. Zbyt często IZA kryje się za studyjnymi modulacjami, tracąc tym samym własną tożsamość. Wydawało mi się, że czego jak czego, ale tej uwodzicielskiej, charakterystycznej barwy wokalu nie da się zatrzeć. A jednak.

IZA – „Painkiller”

Izasound.bandcamp.com

Tracklista:

1. Realed Evol Eht

2. Black Paint

3. Oh Boy

4. 360

5. The Love You Fake

6. Painkiller

7. Slice

8. I Will Never Ask For More feat. APB

9. Undecided feat. Soopafly

10. Send In The Clowns

Polecane

Share This