O.S.T.R. – „Tylko dla dorosłych”

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że dłuższa praca nad albumem równa się wyższej jego jakości.

2010.03.07

opublikował:


O.S.T.R. – „Tylko dla dorosłych”

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że dłuższa praca nad albumem równa się wyższej jego jakości. Rzeczywiście, kilka dodatkowych miesięcy (lub lat) przesiedzianych w studio pozwala na ogół dopieścić materiał i sprawdzić, czy jest on w stanie przetrwać próbę czasu. Są jednak krążki, których do takiej charakterystyki za nic nie można podpiąć. Dla muzyki rockowej takim wydawnictwem było bez wątpienia „Chinese Democracy” Guns ‘N’ Roses, dla hip-hopu natomiast – nie sięgając daleko – zeszłoroczny powrót Rakima po dziesięciu latach milczenia. A „Tylko dla dorosłych”? O.S.T.R. pracował nad tą płytą dużo dłużej niż zazwyczaj, bo podobno sześć lat. Jemu jednak taki zabieg wyszedł zdecydowanie na dobre.

Już od pierwszych sekund słychać, że „Tylko dla dorosłych” jest czymś więcej niż kolejnym albumem w dyskografii łódzkiego rapera. Mamy bowiem do czynienia z wydawnictwem konceptualnym, przemyślanym od początku do końca zarówno w warstwie dźwiękowej, jak i wizualnej (pudełko, okładka, komiks; a wierzcie informacjom prasowym – to nie koniec atrakcji). Na czym ów koncept konkretnie polega? Bliżej zapoznaje nas z nim Michał Fajbusiewicz, prezenter znany z programu kryminalnego „997”. Jako narrator na płycie wtajemnicza słuchacza w historię, która wydarzyła się na początku tego roku w Łodzi. A historia ta jest, jak wskazuje już sam tytuł, „tylko dla dorosłych”. Nie widzę sensu, by przybliżać Wam szczegóły tego opowiadania i odbierać jednocześnie frajdę z ewentualnego odsłuchu, więc dodam jedynie tyle, iż jeśli komuś podobał się inny utwór Ostrego, „Zamach na Ostrego” z „Ja tu tylko sprzątam”, powinien być z fabuły tutaj zadowolony. Co prawda w wielu momentach jest ona potwornie naciągana i nielogiczna, ale ostatecznie ma w sobie jakiś magnes. Choć to może zasługa już innych elementów, ale o tym później.

Istotne jest przede wszystkim to, iż obranie przez Ostrego drogi storytellera bardzo usystematyzowało i odświeżyło jego rap. Usystematyzowało, bo fabuła narzuca pewne reguły, których należy się trzymać, by przedstawione opowiadanie miało ręce i nogi. Nie może sobie więc O.S.T.R. pozwolić na jakieś niebezpieczne dygresje, które mogłyby zaburzyć narzucony koncept. Jego teksty są zatem zdyscyplinowane myślowo i skonkretyzowane jak nigdy wcześniej. Odświeżyło natomiast, bo gospodarz z Łodzi wychodzi wreszcie poza sztywne tematycznie ramy, do których zdążył nas w ostatnich latach przyzwyczaić. Choć nadal zdarzają mu się wersy niewybaczalne, których na 11. płycie trzydziestoletniego artysty nie powinno być (wszelkie porównania do gówna czy kibla wiodą tutaj prym), wreszcie przynajmniej chce się go słuchać z uwagą. Rządzi tym albumem więc pewien paradoks. Raper uciekł z jednej szufladki (skumulowanej właściwie w tytułach jego ostatnich krążków: „HollyŁódź”, „Ja tu tylko sprzątam”, „O.C.B.”) w drugą, konceptualną. I to tylko po to, by udowodnić swoją świeżość.

Świeży jest zresztą Ostry nie tylko na polu tematyczny.  Także głos stał się bowiem jakby mniej skrzeczący i nieznośny, choć to może skutek konwencji, która wymaga pewnej drapieżności, szorstkości i wszechstronności w operowaniu wokalem. Faktem jest natomiast, iż modulacje głosu są tu piekielnie skuteczne. Gdy łodzianin wciela się w policjanta dokonującego rewizji w mieszkaniu głównego bohatera albo zwierzchnika, który ponagla go do przybycia w umówione miejsce – wiem, że nie jest to zwykłe popisywanie się, ale zabiegi, które budują klimat.

Całości dopełnia tło muzyczne, surowe i mroczne jak nigdy wcześniej. Słychać na „Tylko dla dorosłych” wyraźny zamysł, by wprowadzić w bitach pewien minimalizm. Objawia się on w tym, iż na pierwszy plan zostały w przeważającej części wysunięte bębny – mocne, pewnie niosące rap Ostrego – podkręcone mistrzowsko operowanym basem. Zaskakująco dużo tu też syntetycznych dźwięków. W większości ich użycie przynosi dobre efekty („Przez stress”, „Klucz do zagadki”, „Śpij spokojnie”), ale czasami chciałoby się, by nie były one tak nachalne i pozwoliły się delektować uszom słuchacza rzeczami samplowanymi. Uczucie takie towarzyszy mi w szczególności przy „To potrwa sekundę”. Utwór rozpoczyna się niesamowitym samplem zarejestrowanym jakby w najgłębszych piwnicach w bloku na nowojorskim Brooklynie. Niestety, czar po chwili pryska, gdy na horyzoncie pojawiają się kolejne elementy – wyjęte jakby z innej bajki bębny i „wiksiarski” bas. A szkoda to wielka, bo w innych kawałkach O.S.T.R. pokazuje, że w pełni samplowane (a przynajmniej sprawiające takie wrażenie) numery umie nadal robić. „Spalić gniew” (doskonale wykorzystany fragment projektu I Ching), „Żywy lub martwy” czy „To nie czas” bardzo miło kojarzą mi się z tym, co mogliśmy swego czasu usłyszeć na „Jazzurekcji”.

Koniec końców O.S.T.R. zrobił taką płytę, jakiej od dłuższego czasu od niego oczekiwałem. Przemyślana od początku do końca, wyważona (trwa tylko 47 minut!), stosunkowo świeża i przede wszystkim wolna od nudy (jedynie skity Fajbusiewicza męczą po jakiś czasie… no ale pierwsze przesłuchanie robi jednak naprawdę ogromne wrażenie).

Jeżeli natomiast kogoś konceptualna wizja albumu nie do końca przekonuje i chciałby mimo wszystko usłyszeć takiego Ostrego, jakiego znamy go „na co dzień” – spokojnie. Radzę i tak zaopatrzyć się w „Tylko dla dorosłych”. Jestem przekonany, że każdy w tym pudełku znajdzie coś dla siebie…

Polecane

Share This