Pih – „Kino nocne”

Dowód rzeczowy nr 4.

2015.01.06

opublikował:


Pih – „Kino nocne”

Niby Pih zamknął już ostatnią trylogię albumów, niby rozstał się ze Step Records i ruszył z własną wytwórnią, a ja i tak mam poczucie, że właściwie nic się nie zmieniło i „Kino nocne” mogłoby równie dobrze nosić tytuł „Dowód rzeczowy nr 4”. Źle to świadczy tak o trzech ostatnich krążkach białostockiego rapera (zdaniem niektórych: już warszawskiego), pozbawionych przekonującej myśli przewodniej, jak i o wydanej właśnie płycie, która do dorobku tego doświadczonego MC nie wnosi absolutnie nic nowego.

Od czasu „Kwiatów zła” schemat jest właściwie podobny. „Jest trochę bragga, ale większość o życiu”, rapuje Pih w drugiej części „Śniadania mistrzów”, ale choćbym chciał poprzestać na takiej charakterystyce, nie oddaje ona w pełni specyfiki tego rapu. „Brutalna leksyka, Radio Killa Terror / Dla pedalstwa śmiertelne stężenie hetero”? Już bliżej. „Na czarnej mszy ten syf jest dziś przebojem / Gwóźdź programu wbiję młotkiem w Twoją głowę”? Jesteśmy prawie w domu. Przepis Piha na scenariusz jest prosty: opisać skorumpowany, zepsuty świat, w którym leszcze są „robieni w człona”, lamusów porównuje się do „pierdów prostytutki”, a słuchacza wrzuca się do bagażnika jako niewygodnego świadka tej krwawej jatki. Żeby nie było: w tym świecie musi się znaleźć miejsce na duchowe sanktuarium, kobiece łono, na którym można złożyć głowę. A jeśli nie, to chociaż jakiś klub, w którym można by się porobić. I potem mówić, co jest, a co nie jest hip-hopem.

Rzecz w tym, że gospodarz wystrzelił swój magazynek już kilkadziesiąt utworów temu i teraz pozostaje mu straszyć jedynie ślepakami. Jasne, „Kwiaty zła” w pewien sposób zmieniły grę (jak sam o tym rapuje w jednym z nagrań), ale to było pięć lat temu. Dziś granice dobrego smaku zostały już zniesione (zrobił to sam Pih, ale też Słoń i inni miłośnicy horrorcore`u) i w turpistycznej, brutalistycznej nawijce trudno jest naruszyć jeszcze jakieś tabu, łatwiej za to wpędzić się w klisze i autoparodie. Bez względu, czy chodzi tu pojedyncze opisy-migawki, rzucane w numerze tytułowym lub „Dniu, w którym…”, czy o młodopolskie, demoniczne koncepty w rodzaju „Sandman” – wszystkie one tracą na sile rażenia tym bardziej, że leksyka gospodarza jakby się wyczerpała i on sam powtarza się we własnych metaforach i wizjach. Straszne to jak „Martwe zło”, plastyczne jak fiuty rysowane po kiblach, podniecające jak obwisłe piersi. Niestety.

Są na tej płycie momenty niewybaczalne. Irytujące, zarapowane na jedno kopyto zwrotki w numerze tytułowym (szkoda mocnego, osadzonego na kontrabasie [?] bitu Czarnego). Infantylne wersy, porozsiewane po całym krążku: wszystkie te „słodkie pułapki spojrzeń” i „gęste, ciepłe rozkosze”, wypełniające „Twoje wnętrze”. Próby stworzenia epickiego, kinowego klimatu przez Tekę, RX-a i Pawbeatsa, kończące się rzewnymi partiami pianina i smyczków. Wreszcie refren do „Za późno”, mój absolutny faworyt do najgorszego w 2014 roku.

Kilka utworów miało potencjał. „Słuchaj mnie” i „John McEnroe” to przede wszystkim bujające, tłuste podkłady Sqry i Matheo. „Przyszłość niemile widziana”, który w jakimś stopniu rehabilituje Pawbeatsa, bo bębny i bas brzmią tu rzeczywiście mistrzowsko. „Wielkomiejski sznyt”, czyli szansa na przebojową, nośną krzyżówkę stylów z Kaczorem i Borixonem. No, ale na potencjale niestety się skończyło. By roznieść tego typu bity, trzeba mieć flow (i głos), a Pih nie potrafi zarapować wersu bez przerwy na oddech w środku, a jak przeciąga sylaby, to od razu wiadomo, w jaki sposób to zrobi.

Oto kolejny raper, który powinien się udać na dłuższy urlop. Dwa na szynach.

Pih – „Kino nocne”

Pihszou Records

Tracklista:

1. Kino Nocne

2. W Strzępach Parasol…

3. Dzień, w Którym Dowiedziałeś Się, Że Jesteś Martwy

4. Śniadanie Mistrzów

5. Świadek Mimo Woli

6. Przeszłość Niemile Widziana

7. Sanktuarium

8. Nie Ma Miejsca Jak Dom II (Z Ojca Na Syna)

9. John McEnroe

10. Słuchaj Mnie

11. Późną Nocą

12. Wielkomiejski Sznyt

13. Sandman

14. Jest Impreza

15. Za Późno

16. Alfabetyczny Morderca

Polecane

Share This