Rasmentalism – 1985

Płyta o dorosłych dzieciach.

2016.04.09

opublikował:


Rasmentalism – 1985

„To ostatni raz się otwieram tak”, nuci Ras w rozpoczynającej „1985” „Zimie”. Ostatni, ale na pewno nie pierwszy. Lista dotychczasowych utworów, w których rapujący członek Rasmentalismu rozdrapuje różne rany i posypuje je solą, jest całkiem długa. Pamiętacie „Pierwszy i ostatni raz” z debiutanckiego „Dobra muzyka, ładne życie”? „Jestem sam” z „Dalekich zbliżeń” Weny? „Buty z betonu” z „Za młodzi na Heroda”? Te wyliczankę można by kontynuować.

Na „1985” jest jednak jakby bardziej konsekwentny. Pisze z perspektywy trzydziestoparoletniego faceta z wielkiego miasta, faceta, który może trochę zbyt późno wszedł w dorosłość, ale na pewno wcześniej niż wielu jego rówieśników nadal zachowujących się jak nastolatkowie. Ta świadomość, że niektórzy zachowują się niewspółmiernie do ich wieku, bywa bolesna. Dlatego Ras jest chyba bardziej bezpośredni niż kiedykolwiek wcześniej. „Dziewczynom imponują kurwy/ Małolaci przy nich inicjują burdy”, stwierdza w tytułowym numerze. A w „Nowej miłości” gorzko rzuca: „Myślałeś, że dotyka twojej duszy/ On myślał, że dotyka twojej dupy/ Myślałeś, że to rzeczy, których nie można kupić/ Jak to nie można kupić, co?”. Do kumulacji negatywnych emocji (rozczarowania, frustracji, wkurwienia) dochodzi w „Ale zdejmij buty”. Tam obrywa się i lewakom, i faszystom, a w refrenie całemu światu pokazywany jest środkowy palec. Swoje trzy grosze dorzuca Mes: „Dorośli mieli z dzieci robić dorosłych/ A robią z siebie dzieci”.

Pozbawiona złudzeń świadomość sprawia, że Ras – przynajmniej we własnym mniemaniu – zaczyna widzieć jaśniej. Stąd bierze się bodaj najbardziej obsesyjny wątek całego albumu: przeczucie, że przez lata było się nieustannie oszukiwanym. Paradoksalnie jednak najczęściej używanym słowem na „1985” jest bodajże „prawda”, coś, czego Ras nie widzi ani w miłości, ani w obietnicach, ani w zachowaniu kolegów z branży. „Mówią mi, że jest bezpiecznie/ Jak mówią brzydkim ludziom o wewnętrznym pięknie” („Zima”). „Ludzie na przystankach tacy smutni/ Jadą sobie naciułać na trumny/ Prawdziwi jak marzenia naszych kumpli/ O tym, że sen sam spełni się” („1985”). „Prawda się tu sprzedaje jak płyty Afrontu” („Wszyscy kłamią”). „Obiecuję czystą prawdę i brudne wieczory” („Na pół”).

Płyta – wedle zapowiedzi samych autorów i tego, co zostało wyżej powiedziane – może sprawiać wrażenie, jakby była nastawiona przede wszystkim na treść. Nie chciałbym, abyście odnieśli takie wrażenie, czytając ten tekst. Rzeczywiście, pierwsze skrzypce gra tu Ras, na co zresztą on sam zwracał uwagę w rozmowie  z cgm.pl. Tyle że – po pierwsze – nie zaniedbał warsztatu. Przeciwnie, mam wrażenie, że ma do zaoferowania dużo więcej niż kiedykolwiek wcześniej, a nonszalanckie, rzucone jakby od niechcenia zwrotki z „Co mi zrobisz?” i „Nowej miłości” z miejsca trafiają do najlepiej nawiniętych w jego twórczości.

Po drugie, wycofanie Mentosa wyszło płycie na dobre. Producent poskromił jakby swoje ambicje i dostarczył bodaj najbardziej oszczędne i minimalistyczne podkłady w swojej karierze. Tym samym pozbawił swoich krytyków ich głównego oręża – zarzutu, że tworzy podkłady przeładowane, przerośnięte od pomysłów i ścieżek aranżacyjnych. Prawdę mówiąc, już na dwóch ostatnich płytach Rasmentalismu ten argument był tylko do pewnego stopnia zasadny. Tym razem wydaje się w ogóle nie mieć sensu.

Zamiast napinania mięśni i realizowania się w Bóg wie ilu konwencjach, na „1985” Mentos stawia na spójność. Działalność tego producenta w ramach Flirtini odcisnęła tu swoje piętno. Brzmienie jest delikatnie klubowe, słychać w nim w równym stopniu wpływy nu-beats, jak i house’u – np. w „Na pół” na pierwszy plan wychodzi tropikalna odmiana tego gatunku, kojarzona ostatnio za Oceanem z „What Do You Mean?” Bieber. To robota, która w dużej mierze sprawia wrażenie wygranej na syntezatorach. Tym ciekawiej brzmią te momenty, gdy do głosu dochodzą inne instrumenty: saksofon i pianino w jazzującym „Ale zdejmij buty”, funkujący bas w „Jeszcze jeden kieliszek” czy najntisowy kontrabas w „Zimie”.

„1985” ma zmęczoną, zmarzniętą twarz. Twarz, w której sam się do końca nie rozpoznaję, ale doceniam starania Rasa i Menta, by nakreślić, mówiąc patetycznie, portret pokolenia. Bo – biorąc pod uwagę tytuł albumu – chyba o coś takiego im chodziło. Przemówić głosem tych, którzy co weekend budzą się gdzieś nad Wisłą z pytaniem: „co ja robię ze swoim życiem?”.

 

 

Polecane

Share This