U2 – „Songs of Innocenge”

Wulkan się budzi.

2014.09.11

opublikował:


U2 – „Songs of Innocenge”

U2 są trochę jak wielki, ale drzemiący wulkan. Od czasu do czasu pomruczą, rozrzucą trochę pyłu w atmosferę, pył rozwieje wiatr. A my pozostajemy z poczuciem, że ten wulkan jest wielki i mógłby wybuchnąć, wstrząsnąć, ale może jeszcze nie tym razem. Tak można opisać wszystko, co do tej pory otrzymaliśmy od Irlandczyków w tym milenium. Tkwili w cieniu swojej wielkości zbudowanej jeszcze przed rokiem 2k. Nawet jeśli z zespołu na wskroś rockowego szokująco ewoluowali, to zawsze był to skok (nie krok) milowy, ucieczka do przodu. A świat musiał ich gonić. Tak było przy „Achtung Baby”, tak było przy „Zooropa” czy „Pop”. I nawet jeśli podpadli wszystkim tym, którzy pokochali ich po pierwszych trzech, czterech czy pięciu płytach, to nawet oni z czasem przekonywali się do płyt z kolejnymi numerkami. I tak aż do przełomu stuleci. Później były już tylko „kolejne płyty U2”, które po prostu były.

Zdaje się, że zarząd tego gigantycznego przedsiębiorstwa w jakie wyrosło U2 skubnął się, że firma trochę pobłądziła, wypadły jej zęby, bicepsy opadły a status gwiazdy przykrył jaskrą dolarów dawną ostrość widzenia. Ok, firma wciąż przynosi zyski, ale chłopak z okładek „Boy” i „War” dorósł i sam musiał poszukać poważnego zajęcia. Na szczęście nie wylądował w banku.

W tym tygodniu sejsmografy znów zabiły na alarm. Wulkan przerwał milczenie. Już przy pierwszym numerze z „Songs of Innocenge” – „The Miracle (of Joey Ramone)” – igły zaczęły wychylać się nerwowo. Dynamiczny riff i opowieść o wpływie Ramones na przyszłych herosów stadionowego rocka zapowiadają powrót do najlepszych czasów U2. Emocję nieco opadają już przy „Every Breaking Wave” przywodzącym na myśl „Every Breath You Take” The Police. Tyle że to mały trabant w porównaniu z policyjnym krążownikiem. Szkoda. To może ballada? „California (There Is No End to Love)”? Tu już jest nieco lepiej. Numer rozpędzany sprawną jednostką napędową sekcji rytmicznej uznawanej kiedyś za jedną z najlepszych na światowej scenie rockowej z każdym taktem robi coraz lepsze wrażenie. Ale znów pozostaję z wrażeniem, że od Bono i spółki powinienem oczekiwać więcej. Przede wszystkim mniej zachowawczości. A może ma to być tylko wprowadzenie do 100% ballady jaką ma być „Song for Someone”. Ale kto dziś słucha płyt w tak archaiczny sposób. Od dechy do dechy? Ludzie chcą zostać porwani, powaleni na kolana. Tu i teraz. Natychmiast. Bo jak nie… to kciuk znudzonego nastolatka naciśnie button „>>”.

Intrygująco za to robi się przy metalicznie chłodnym „Iris (Hold Me Close)”. Może intrygująco to za duże słowo, ale takie stare dziady jak ja przypominają nagle sobie te wszystkie fajne rzeczy jakie spotkały ich przy słuchaniu kaset z „War” czy „The Unforgettable Fire”. Nowofalowe echa napędzane nerwowym basem i cure`ową gitarą to jeden z najjaśniejszych punktów na „Songs of Innocenge”, ten punkt nosi tytuł „Volcano”. Piękny hołd dla samych siebie i ładny gest w stronę sierot po Curtisie. Po takim zastrzyku wspomnień „Raised By Wolves” trafia na świetnie przygotowany grunt. Wreszcie mam taki numer U2 za jakim tęskniłem ponad dekadę. A może i dwie! Zostajemy w Dublinie i dalej wspominamy, przenosimy się pod adres przy „Cedarwood Road” (tu mieszkał Bono). Edge znów błyszczy pomysłową oszczędnością. Plany i tła muzyczne serwowane przez resztę świetnie się przenikają z chórkami i opowieścią Bona. 100% starego dobrego U2.

No i jak tak sobie wspominamy to nagle spada na nas surowy klimat… Kraftwerku! Tak, tak. Tak zaczyna się „Sleep Like A Baby Tonight”. Z zaskoczenia wyrywa nas zgrzytliwa gitara, na której tle delikatne klawisze każą nam pochwalić innego, cichego bohatera tej płyty. Tu w roli producenta nie kto inny niż Danger Mouse. Oddać trzeba mu to, że całość materiału na płycie brzmi wyjątkowo spójnie, że zadanie domowe z historii dziejów U2 zostało odrobione na szóstkę z plusem. A samo „Sleep Like…” jest jednym z najlepszych numerów na tej płycie, a już na pewno błyszczy w kategorii „najbardziej intrygujący aranż”.

Podobnie jest z „This Is Where You Can Reach Me Now” – w tym numerze rozkochają się nie tylko radiowcy. Za puls, za przestrzeń, za subtelne zwroty akcji, za nienachalną przebojowość.

A wisienka jak zawsze została na koniec. Tu delikatnie kłania nam się Lykke Li, której subtelny, dziewczęcy głos zaskakująco świetnie pasuje do tego typa w okularach. „The Troubles” to świetna klamra spinająca dawne U2 z rokiem 2014. Numer, jakby nagrany od niechcenia i pozornie nie pasujący do całego „Songs of Innocenge”, to jednak świetny do pomachania chusteczką na pożegnanie. Można spokojnie jeszcze raz nacisnąć „>”.

Czy „Songs of Innocenge” spełniła oczekiwania? Na pewno nie wszystkie. Ale na tle ostatnich dokonań Irlandczyków jawi się jako bardzo dobry album. Chciałbym go traktować jako zapowiedź spektakularnego powrotu naprawdę wielkiego i ważnego giganta jakim może wciąż być U2. Tego sobie życzę, zwłaszcza po tej płycie. Wreszcie dobrej płycie U2. Czekam na prawdziwą erupcję.

U2 – „Songs Of Innocence”

Island/Universal

Wersja fizyczna pojawi się 14 października

Tracklista:

1. The Miracle (of Joey Ramone)

2. Every Breaking Wave

3. California (There Is No End to Love)

4. Song for Someone

5. Iris (Hold Me Close)

6. Volcano

7. Raised by Wolves

8. Cedarwood Road

9. Sleep Like a Baby Tonight

10. This Is Where You Can Reach Me Now

11. The Troubles

Polecane

Share This