VNM – „Etenszyn: Drimz Kamyn Tru”

Share Tweet Ubiegły rok należał w rapie do VNM’a. Finalnie,

2012.03.28

opublikował:


VNM – „Etenszyn: Drimz Kamyn Tru”

Ubiegły rok należał w rapie do VNM’a. Finalnie, po latach działalności w podziemiu zadebiutował w Prosto, zyskał nowe rzesze fanów i ogólnokrajowy rozgłos, a jego album przez długi czas zaskakująco dobrze radził sobie na OLISie. Idąc za ciosem, elbląski MC nie zwolnił tempa i w lutym zaatakował kolejnym materiałem pt. „Entenszyn: Drimz Kamyn Tru”. Niestety próba przeniesienia obecnych trendów zza oceanu na rodzimy grunt nie wyszła mu na dobre, a sam artysta nie oparł się syndromowi drugiej płyty.

Promowanie albumu numerem typu „Na weekend” jest niedopuszczalne. Nowe, nie zawsze znaczy dobre i to jest doskonały dowód na potwierdzenie tej tezy. VNM umiejętności wokalnych nie posiada – paradoksalnie, sam się do tego przyznaje. Mimo tego usilnie stara się dorównać Drake’owi czy J.Cole’owi, pozwalając sobie na zbyt daleko idące inspiracje, a momentami wręcz ksero. Dobrych intencji odmówić mu nie można, jednak przy tego typu posunięciach należy mierzyć siły na zamiary.

Na szczęście „Entenszyn: Drimz Kamyn Tru” to nie tylko feralny singiel. To jeszcze 13 szalenie nierównych numerów, w których momentami można usłyszeć przebłyski starego, dobrego VNM’a wracającego na właściwe tory. Tym sposobem na trackliście obok siebie możemy znaleźć trywialny „Śnieg” (tu nie popisali się zarówno gospodarz, jak i Matheo) oraz genialny „Piątek”, gdzie główny bohater prezentuje w całej okazałości kunszt swego pióra, z lekkością tworząc fabułę przyciągającą uwagę słuchacza od pierwszej, do ostatniej sekundy.

Pozostając jeszcze przy storytellingach – formie rapu, w której VNM sprawdzał się od zawsze najlepiej (kto nie zna „Przyjaciela”?), na płycie znalazła się jeszcze jedna absolutna perełka właśnie w tym stylu. „Nigdy więcej” to pozornie banalna i przewidywalna historia burzliwego końca związku, opowiedziana z dwóch perspektyw – mężczyzny i kobiety. Być może poziom refleksji w niej zawarty do najwyższych nie należy, ale opowiedzenie jej na patencie sprawia, że na stałe zostaje w głowie. Do tego dochodzi bit morderca, za który odpowiada SoDrumatic, odpowiedzialny za produkcję sporej części muzyki na płycie. Pozostałe jego bity prezentują się bardzo różnie –  od kompletnie nieudanego „Fana”, po przyprawiające o ciarki na plecach „Potrzebuję”. Stanowią one jednak doskonałe tło do nawijek w stylu, w którym chciał sprawdzić się VNM. Co z nimi zrobił? To już inna sprawa.

Kolejne jaśniejsze momenty na płycie to street single promujące album – „Supernova” (wreszcie VNM pokazuje na co go stać rzucając bardzo odważne wersy o „złotych płytach w dniu premiery”) oraz „Nie po to” (po części, udane zwrotki przeplatane „próbą” śpiewu jeszcze zanim album ujrzał światło dziennie sugerowały, że należy spodziewać się czegoś „nowego”, numer finalnie ratuje świetny bit Fincha). Sam broni się także „Dym” z Marysią Starostą (klimat spotęgowany bardzo udanym teledyskiem).

Pozytywnie zaprezentowali się tu także reprezentanci Afromentalu: Wozzo oraz Tomson, nadając swymi wokalami mocy numerom „Choćbym miał zostać sam” oraz „Tęcze”. Obydwa kawałki praktycznie niewiele się od siebie różnią, a zwrotki gospodarza są tu tylko wypełnieniem czasu pomiędzy refrenami zaśpiewanymi przez profesjonalistów, co też słychać. Być może warto przeznaczyć część wynagrodzenia za płytę, na lekcje śpiewu u dobrych kolegów?

Jeżeli „Entenszyn: Drimz Kamyn Tru” potraktujemy jako kolejną gałąź ewolucji VNM’a, to lepiej dla niego aby popatrzył wstecz i wrócił do formy, którą zaprezentował na „De Next Best” (nie wspominając już nawet o „NSPC”). Druga oficjalna płyta reprezentanta Prosto opiera się niestety na osi tych samych, do znudzenia eksploatowanych tematów, braki w warsztacie wokalnym są problemem nie do przyjęcia, a nawijanie o oryginalności i świeżości, przy tak słyszalnej inspiracji J.Cole’em czy Drake’em jest po prostu nie na miejscu. Nie zmienia to jednak faktu, że VNM jest jednym z najtęższych umysłów w grze. Miejmy nadzieję, że trzecia płyta tylko ugruntuje jego i tak mocną już pozycję na scenie, a eksperymenty pozostawi tym, którzy będą potrafili im sprostać.

Polecane

Share This