Wywiad z Mudhoney

Mudhoney: "Wydawało nam się, że gramy punk-rocka"


2009.10.16

opublikował:

Wywiad z Mudhoney

Ponad dwadzieścia lat na scenie i etykietka jednej z archetypowych formacji grunge`owych. Już dzisiaj, 16 października zagrają w warszawskim klubie Proxima. Mark Arm odpowiada na pytania PULP.

P: Wybieracie się do Polski. To będzie Wasz pierwszy koncert w naszym kraju. Czy w programie znajdą się utwory z najnowszej płyty, czy raczej przygotujecie dla swych polskich fanów coś w stylu „the best of”?

MA: Nie jesteśmy zespołem, który na koncertach gra tylko nowy materiał i jeden stary przebój na bis. Zawsze mamy przygotowany zestaw starszych i nowszych nagrań, w Polsce nie będzie więc inaczej.

P: Czy gdybyś miał dziś opisać muzykę Mudhoney, pierwszym określeniem, które przyszłoby ci do głowy byłby „grunge”?

MA: Sam nie wiem. Jedno jest pewne – kiedy zaczynaliśmy grać, wcale nie mieliśmy pomysłu, żeby wymyślać jakiś nowy gatunek. Uważaliśmy się od zawsze za zespół punkowy. Kiedy dorastaliśmy, słuchaliśmy właśnie takiej muzyki, na niej się wychowaliśmy i tak właśnie sami chcieliśmy grać. Dopiero potem okazało się, że to co gramy, to nie punk, tylko grunge.

P: To Wy byliście jednymi z najbardziej wpływowych protoplastów tej stylistyki, ale największy sukces komercyjny odnieśli inni, którzy bazowali na Waszych pomysłach. Nie mieliście do nich o to żalu?

MA: Ależ skąd! To przecież byli nasi przyjaciele, znaliśmy się od lat i strasznie cieszyliśmy się z ich wszystkich sukcesów. My sami nigdy nie liczyliśmy na popularność równą tej, którą zdobyła choćby Nirvana. Nie mieliśmy przecież tak komercyjnego brzmienia, dźwięki generowane przez nasze gitary były o wiele brudniejsze, a ja, na dodatek, nie umiem za dobrze śpiewać.

P: Po przygodzie z dużą wytwórnią, wróciliście koniec końców do Sub Popu. Dlaczego tak się stało?

MA: To kolejny dowód na to, że nie po drodze było nam z wielkim biznesem muzycznym. Podczas nagrywaniu naszej trzeciej płyty dla Reprise, widzieliśmy już bardzo wyraźnie, że nikt nas tam nie chce. I rzeczywiście, zaraz po ukazaniu się tego albumu, zerwali z nami kontrakt. Ale nie przejmowaliśmy się tym zupełnie, przecież wciąż pozostawaliśmy w dobrym kontakcie z naszymi przyjaciółmi z Sub Popu. Kiedy więc – po krótkiej przerwie – wznowiliśmy działalność zespołu (impulsem do tego było zaproszenie nas na trasę po Brazylii) i zaczęliśmy pracę nad nowym albumem, było oczywiste, że ukaże się on właśnie w tej wytwórni.

P: Tym bardziej, że jesteś z nią związany osobiście. Co dokładnie robisz?

MA: Moje stanowisko nazywa się dokładnie „kierownik magazynu”. Ale z tego powodu, że jestem jego jedynym pracownikiem, nie mam za bardzo kim kierować. Dbam o to, żeby płyty i koszulki były w należytym porządku, informuję, kiedy kończą się zapasy – takie zwykłe, prozaiczne zadania.


P: Wasza ostatnia płyta ukazała się już jakiś czas temu. Pracujecie nad kolejnym materiałem?

MA: W tym momencie raczej nie – jest lato, wszyscy gdzieś powyjeżdżali na wakacje… Ale zaczynamy już powoli myśleć o następnej płycie. Dziś mamy gotową jedną piosenkę i zarys kilku następnych. Nie musimy się z tym spieszyć. Wejdziemy do studia, jak będziemy gotowi. To są uroki nagrywania dla niezależnej wytwórni – nikt nas do niczego nie goni. A póki co – nie możemy się już doczekać wizyty w Warszawie.

Przemek Gulda / PULP

Polecane

Share This