GABA KULKA – „Hat, Rabbit”

Przyznaję, gdyby nie projekt Baaba Kulka, to o twórczości Gaby dowiedziałbym się raptem kilka tygodni temu...

2009.05.26

opublikował:


GABA KULKA – „Hat, Rabbit”

Tak, jak wiele osób, które po usłyszeniu „Niejasności” (to tu „cholerne gołębie” wyjadły cały ryż z ulicy, przez co „został tylko kurz i kamień”) zachwyciły się Gabą i postanowiły kupić sobie jej „debiutancką” płytę. Uściślijmy więc, że „hat, rabbit” to trzeci album Gabrieli Kulki. Owszem, pierwszy nagrany z zespołem Raalya i pierwszy wydany w Mystiku, ale jednak trzeci. Muzyka z tego krążka należy do mojego ulubionego gatunku, „dźwięków nieklasyfikowalnych”, zagranych z wariacką pasją, a bez rzemieślniczej zachowawczości. Fortepian, na którym gra Gaba, jest nerwowy, rozedrgany, czasem liryczny i stonowany, ale ani przez chwilę przewidywalny, czy nużący. Jej wokale kojarzą mi się z Marilyn McCoo z Fifth Dimension, Kate Bush, Lizą Minelli, czy Krystyną Prońko (to znaczy, że umie śpiewać i nie fałszuje także na żywo). Przy czym, to są przebłyski dzięki którym można spróbować opisać nieopisywalne, a nie nachalne naleciałości. Gaba ma swój styl, który jest eklektyczny i bogaty swoją różnorodnością, jak haft na mundurze, w którym dumnie prezentuje się na okładce płyty. Swoją drogą, pierwszy raz od 1985 roku, kiedy zawiesiłem na ścianie plakat Slayera, chcę mieć powiększenie okładki płyty w formie obrazu. Tej płyty.

Jazz, bossanova, kabaret, czy – jak określiła tę płytę sama Gaba – „wodewil z wykopem”, posklejane są z rockową motoryką i popową przebojowością. Żeby stworzyć coś takiego trzeba być trochę szaloną, trochę genialną, ale przede wszystkim artystką. Pewnie płycie pomoże też udział wokalny w jednym utworze Czesława Mozila (w „Aaa…”) i jego pokrzykiwanie w „Niejasnościach”, ale prawda jest taka, że już od pierwszego, (niemal) tytułowego „Hat, meet rabbit” czuje się ogromny potencjał całego zespołu Gaby i muzyki, którą grają i którą kochają. Nie osiągnie się takiego efektu, nawet po mistrzowsku udając. A ludzie to czują. I z pewnością będą woleli obcować z prawdziwą, choć może momentami trudną, Sztuką, niż „łykać bałach dla ludożerki”.       

Największym sukcesem Gabrieli i wszystkich, którzy uczestniczyli w powstawaniu tego albumu, bez względu na rankingi sprzedaży i frekwencję na koncertach, już teraz jest stworzenie dzieła, które może nie tylko spodobać się bardzo różnym ludziom, ale i      z a c h w y c i ć  osoby o czasem skrajnie różnych gustach muzycznych.    

Polecane

Share This