1. Sokół i Marysia Starosta (na zdjęciu) – „Spierdalaj”
Sokół jest wirówką do odfiltrowania rzeczywistości ze złudzeń. Romantyczny jak Arkadiusz Jakubik porykujący w „Drogówce” chwilę przed dojściem., lekkostrawny niczym golonka z kapustą, uśmiechający się do świata z entuzjazmem Jokera. Nie wiem czy „Marysia była lekka w szoku” po tym jak napisał „Spierdalaj” na ich wspólną płytę, niemniej wiele innych Maryś w różnych zakątkach Polski mogło być. No, o ile za sprawą lukrowanych ramówek telewizji i rzędów emotikonek w rozmowach zdążyły uprzednio zapomnieć, że istnieją toksyczne związki, nierównomiernie angażujące relacje, czy w końcu zwykłe skurwysyństwo. Wszystko od „Pamiętam chyba, jak się pierwszy raz rozbierasz / chociaż nie, to nie ty, to była Ewa” z pierwszej zwrotki, do „Po tygodniu zjawiasz się i wmawiasz ciążę / zdradza cię druga przyjaciółka, że masz okres / zawsze były mi pomocne od progu, bo wyglądasz za dobrze” z trzeciej, powinno uruchomić women alert. A i tak „crème de la crème” – nieźle to brzmi w tym kontekście – to końcówka drugiego wejścia. Swoją drogą, to dobry moment, by zapytać narzeczonej co słychać u jej najlepszej kumpeli.
2.Słoń i Mikser – „Ania”
Akcja tego utworu nie na darmo rozgrywa się „szóstego miesiąca, szóstego dnia, jakoś chwilę po szóstej. To jest szatański towar dla koneserów w opcji „Mariusz Trynkiewicz spotyka Dario Argento”, a więc obmierzła, plastycznie przedstawiona pedofilska opowieść z jedenastolatką w roli głównej, która ma swoje krwawe zakończenie przyprawione szczyptą tego, co nadprzyrodzone. Owszem, zapewne za stereotyp należy uznać to, że dziewczyn nie kręcą takie historie, dorobek światowej kinematografii pokazuje nawet, iż czasem są wręcz kręcone przez nie. Ale procentowa szansa trafienia tego typu delikwentki, która w dodatku polubi jeszcze flow Słonia, jest cóż… Równie dobrze student polibudy może liczyć na to, że 14 lutego przez okno akademika wtargnie Katy Perry prosząc o wspólną sesję „Minecrafta”.
{reklama-hh}
3.Apteka – „Chłopcy i dziewczyny”
Kodym to odpowiednie nazwisko, bo tam gdzie tylko pojawia się ten facet ze swoją psychodeliczną, wykręconą niczym sutki sadomasochisty Apteką, tam najpierw jest K.O. a zaraz potem dym. Twórczość obcesowa, cyniczna, wolna od jakichkolwiek znamion autocenzury może być winna rozkładu każdego pożycia i prowadzić w prostej linii do komputera z memem „Forever Alone” ustawionym na desktopie. „Gadka klei się powoli / ta coś mendzi, ten pierdoli / laski piją pierwsze drinki / bo to luźne są dziewczynki / grube ryby, kaszaloty / są studentki, stare cioty” – ciągnie zgryźliwie Jędrzej do wtóru nieromantycznie jazgotliwego akompaniamentu. A potem jest ten skatologiczny grand finale ze złotym deszczem i Polonezem Caro.
4. Polskie Karate – „W 3 dupy”
No tak, rzeczywiście dziewczyny szaleją za tymi niedojrzałymi, wulgarnymi typami nie odbierającymi od nich telefonów, za to zawsze rozbawionymi, gdy po raz sześćsetny słyszą „Girls” Beastie Boysów… Polskie Karate to funk (czy wiecie, że to słowo oznaczało kiedyś nieprzyjemny zapach nieświeżego potu?) i przerysowany SMS ze świata pijanych i ujaranych Piotrusiów Panów. „Wyłącz dzwonek w iPhonie ziomek, bo rozpierdolę ci go na głowie / Nie ma tematu kobiet, powiedz swojej starej że wracamy dopiero we wtorek” – rymuje Wyga. Tak, to taka impreza, że do kobiety z marszu kieruje się pytanie „ruchasz się?”. Nie próbujcie tego w domu. Albo właśnie spróbujcie. A jakby nie zadziałało, to w klipie gra jakieś lokalne objawienie z konkursu piękności.
5.Atrakcyjny Kazimierz – „Prawdziwa miłość”
Po pierwsze – trudno mi uwierzyć, że dziewczyna wytrzyma dłuższą chwilę z chłopakiem, który jest fanem Atrakcyjnego Kazimierza. To brzmi jak jakaś nie do końca wyegzorcyzmowana zmora strasząca swojego czasu w „Muzycznej Jedynce”, albo znajomy znajomego znajomego, któremu przyznano Fryderyka bo był smutny i akurat przechodził. Seksapil późnego Michała Figurskiego i śliskość polskiego kabareciarza na chałturze do pary z ukłonami słanymi w stronę muzyki cygańskiej to nie jest dobre połączenie. Humor w stylu „prawdziwą miłość przeżyć może nawet Indianin” wysuszy pranie waszym sąsiadom. Ale jednak to refren „Więc kochaj, kochaj, kochaj / a jak nie, to wynocha / jest tyle dziewcząt w mieście / ja zaś atrakcyjny jestem” robi robotę.
6. HaKa – „Kręć dupą”
Ten numer jest tak zły, że wywołuje u odbiorcy obrażenia wewnętrzne niezależnie od jego płci. Ale to przy okazji dyskusji feministycznej w internecie rozochocone uczestniczki pokazują sobie fragmenty tekstu pytając, czy to coś rzeczywiście nagrano. Ano nagrano, to miała być taka amerykańska konwencja, bounce i w ogóle. Tylko, że zamiast szampana było piwo 0,33 z puszek, a zamiast salonów piwnica gdzieś za miastem. No nie, nakręcisz w wiosce smurfów „Avatara”, oj nie. Bańka prysła, został smutek, no i wersy takie, jak kultowe „jesteś pizdą, ale bardzo miłą / dzisiaj obok mnie tysiąc dup się kręciło” czy „Dupę czuje już pod ręką, masz ją bardzo piękną / na ten widok ludzie miękną, bo są w szoku / weź przede mną się ulokuj, bo chcę ją czuć / idziesz po drinka proszę szybko wróć / bo już za nią tęsknie, czekam na nią jak na pensję / a czas się dłuży, przeszywa cię piorun ekstazy jak w czasie burzy”. No tak, piorun ekstazy, gejzer uniesień i Pearl Harbour namiętności. Daj wybrance skosztować odrobinę tego cebulastego splendoru, potem wyślij ją po modżajto, a możesz być pewny, że w dziś w klubie nie będzie beng.
{program-muzyczny}
7. Slums Attack – „Dotknij gdzie chcesz 2”
Mówiąc o największych impertynentach rapowej sceny nie sposób pominąć Pei, bowiem cała trylogia „Dotknij gdzie chcesz” to numery traktujące kobiety absolutnie przedmiotowo i złośliwie, niejako w rewanżu za ich materializm, który okazano wcześniej podmiotowi (haha) lirycznemu. „Która miauczy? Chciałaś, kurwo, pomarańczy?” zaczyna brawurowo Sykuś (tak, naprawdę go tak kiedyś nazywano) i od razu wiadomo, że walentynkowy odsłuch tych skarbów fonografii plasuje się gdzieś pomiędzy pomysłami tak dobrymi jak analiza życia intymnego swojej ex na głos czy wyjście na peep show z teściową oraz kolegami z wojska. A i tak prawdziwy hit z zakresu niezdrowego żywienia i praktycznego wykorzystania samochodu przynosi wstrząsająca część druga: „Ty mówisz kto jak kto, ale ja nie jestem taka / a wieczorem targa za shake`a i Big Maca / byle tylko ktoś nie przyciął, chowasz głowę w jego nogach / A nad głową dynda ci choinka zapachowa”.
8. Perfect – „Idź precz”
Dogłębnym smutkiem napawa mnie pokolenie, które Perfect zna jako tło do przytulania się w postaci „Kołysanki dla nieznajomej”, a prócz tego kojarzy „Autobiografię” i „Nie płacz Ewka”, bo to takie ładne melodie do wolnego, niby trochę smutne jak się wsłuchać, no ale kto by się wsłuchiwał. „Idź precz” ma zaczepny riff, z tych co to nie da się ich nie pokochać, a do tego cięty, pełen złej energii tekst spod wąsatego pióra Bogdana Olewicza. Płci (sporadycznie) piękniej acz (permanentnie) irytującej zarzuca się tu hipokryzję, materializm oraz oczywiście chęć wypłakiwania się w rąbek mamusinej sukienki. „Idź precz! / Lalko z pucu / kalkomanio wyższych uczuć / powiedz, że z głodu / nie sprzątasz już w domu / nie zmywasz też naczyń / bo jeść nie ma na czym” – poziom ironii: insane. Jakby przypadkiem nie podziałało, jest jeszcze cover Acid Drinkers, głośniejszy, gdzie zamiast „idź precz” mamy w pewnym momencie „idź w chuj”.
9.Afro Kolektyw – „Nikt tego nie wiedział”
Proza życia nie idzie w parze z poezją uczuć. Tak to już jest, że za kobiecymi, teoretycznymi poszukiwaniami wysublimowanego intelektualisty w typie Woody`ego Allena (i nie dobieranie się do pasierbicy mam tu na myśli) idzie często praktyczna potrzeba maczo ruchaczo, co to karnisz założy, na dyskotece wyobraca, zawsze ma pieniądze i zawsze ma ochotę. Tyle, że nie znajdziecie dziewczyny, która lubi być na tym łapana, bo to przecież o duchowe piękno a nie tak przyziemne potrzeby chodzi, i opieka nad mężczyzną życia z drugą grupą inwalidzką zawsze będzie lepsza od bycia utrzymanką jegomościa z drugiego progu podatkowego, och. A już na pewno żadna laska nie będzie chciała być przedrzeźniana przez rapera-outsidera z wadą wymowy. Fun fact: Afro Kolektyw razem ze Świntuchem (a więc opętanym seksem alter ego Tymona) docenił samowystarczalność. Nagrał hymn masturbatorów polskich.
10. Motorhead – „Bite the Bullet”
Tam gdzie jest potrzeba szowinizmu, męskiego wyrażania opinii i niechęć do owijania w bawełnę, że o droższych materiałach z eleganckich butików nawet nie wspomnę, tam zawsze wyniknie Lemmy. Lider Motorhead, ikona rock`n`rolla dla starszych, jest człowiekiem z żelaza, marmuru, ale na pewno nie z nadziei. Tej swym wybrankom – a było ich trochę – najczęściej nie zostawia. – Słuchaj, znikam, nie płacz mi do piwa, jakoś to przeżyjesz. Tu jest list pożegnalny, nie pamiętam co napisałem, znajomi się nad tobą poużalają, pa – to w miarę dokładne streszczenie „Bite the Bullet”. A sposobów powiedzenia „bye bye bitch” ten facet zna tyle, że towarzyszka szybko postawi gorliwego słuchacza przed wyborem – Lemmy albo ona. I co tu wybrać?