Danko Jones kolejnym zespołem na 19. Przystanku Woodstock

Znamy kolejny zespół który wystąpi na tegorocznym Przystanku Woodstock.


2013.03.18

opublikował:

Danko Jones kolejnym zespołem na 19. Przystanku Woodstock

Danko Jones to hardrockowa ekipa z Toronto. Zawiązali się w 1996 roku a w roku 2002 wydali swoją pierwszą płytę długogrającą „Born a Lion” w wytwórni Bad Taste Records (Szwecja). Muzyka zespołu to mieszanka bluesa, garażowego rocka oraz hard rocka. Ich najnowszy album to „Rock And Roll Is Black And Blue”.

W piątek, 2 sierpnia, przed wieczorem, tuż po tym jak wybrzmią ostatnie dźwięki projektu przygotowanego przez Farben Lehre, na scenę wkroczy kanadyjski zespół Danko Jones

Zapytani o to, jaką muzykę zaprezentują, odpowiedzą zapewne „Jak to? Oczywiście rock’n’roll”.

Co właściwie wiadomo o rock’n’rollu? Że nie stanowi „Noise Pollution” – zanieczyszczenia dźwiękiem. Że można go tańczyć „Around the clock” – czyli bez przerwy. Że nie schodzi na „Hound dogs”, czyli na psy. Że lubią go także kryminaliści zamknięci w „Jailhouse”, czyli w więzieniu. Że – mimo ciągłych pogłosek na ten temat – nie umarł i jego koniec bynajmniej nie jest bliski.

Danko Jones świetnie zdaje sobie sprawę z tych wszystkich rzeczy. Danko nie jest jednym z tych, którzy do rock’n’rollowej mitologii tylko nawiązują; on stanowi wzór pokazujący, jak należy się starać, by tę muzyczną spuściznę odpowiednio uhonorować: niekończące się nieprzespane noce, związki na odległość, litry krwi i potu (lecz nie łez – na łzy w rock’n’rollu miejsca nie ma!). Tylko takie życie zna Danko i tylko takim żyje od 16 lat. Wszystkie drastyczne szczegóły tego życia można zresztą dokładnie poznać za sprawą wydanego ostatnio na DVD dokumentu „Bring on the Mountain”. Niedługo będzie też można o nich poczytać w książce „Too Much Trouble: A Very Oral History of Danko Jones”. Biorąc pod uwagę wszystko, co Danko przeżył, trudno się dziwić, że czuje się trochę poturbowany, trochę „black and blue”. A mimo to wciąż ma chętkę na kolejną szprycę – rock’n’roll, podobnie jak słodkie łamaczki serc z jego piosenek, stanowi nałóg – nałóg, którego nie chce rzucić.

Nagrywając muzykę do kolejnych, w sumie 6 wydanych już albumów, Danko Jones ukuł osobliwy gatunek rock’n’rolla, który w równym stopniu czerpie z bluesa, muzyki garażowej lat 60-tych, hard rocka i power-popu z lat 70-tych, hardcore’u z lat 80-tych oraz indie rocka i skandynawskiego metalu z lat 90-tych – nie wspominając o klasycznym humorze stand-upowym. Jednocześnie żaden z tych gatunków nie wyczerpuje całkowicie twórczości Danko. Choć jego albumy tworzone są przecież z tych samych muzycznych składników, każdy z nich ma inną dźwiękową tożsamość i inny wyraz. „I’m Alive” i „I’m on Fire” to przykłady czystej blues-punkowej wściekłości. „Born a Lion” wnosi boogie i ducha mocnego uderzenia. „We Sweat Blood” to z kolei zaniepokojenie i zamęt. Najostrzejsze brzytwy dzierży „Sleep Is the Enemy”. „Never Too Loud” to przykład zgrabności, a „Below the Belt” prostoty. Jednak gdy z tymi wszystkim starymi albumami zestawić najnowszy, poturbowany „Rock and Roll Is Black and Blue”, wyraźnie widać, że to najbardziej emocjonalny i co za tym idzie najbardziej imponujący krążek Danko Jonsa.

Ale niech ta emocjonalność i imponowanie Was nie odstraszą. Ten album nie ma nic wspólnego z muzyką chóru chłopięcego, orkiestrą symfoniczną czy balladami na pianino. To, co usłyszycie po wciśnięciu guzika play, to Danko Jones w wydaniu idealnym, sięgającym muzycznych wyżyn. Te dwanaście kawałków to kompozycje śmielsze, bardziej krzykliwe i krzepkie niż wszystko, co Danko Jones stworzył do tej pory.

Co zatem dokładnie zmieniło się od roku 2010, gdy na rynek trafił stosunkowo niespójny album „Below the Belt”, który zatrząsnął amerykańską listą Top 40 Active Rock Radio i zrodził trylogię teledysków, dzięki której pierwszy raz w historii jednocześnie można było zobaczyć na ekranie Elijaha Wooda i Ralpha Macchio wraz z Lemmym Kilmisterem i Mike’iem Wattem? Podpowiedź: Rzućcie okiem na perkusję, a dokładniej na siedzącego za nią Atoma Willarda, który jest już szóstą osobą w historii Danko Jones dzierżącą w rękach pałeczki, ale jednocześnie pierwszą, która muzycznie może się równać z samym Danko i stanowiącym dla niego od lat ładnie kontrastujące tło basistą Johnem „JC” Calabrese. CV tego gościa mówi samo za siebie: Willard nie tylko był główną perkusyjną siłą napędową w tak lubianym przez Danko garage-punkowym zespole Rocket From the Crypt, lecz wybijał tempo także u wielokrotnych zdobywców platynowych płyt takich jak Offspring czy Angels & Airwaves. Musi wiedzieć, jak operować pałeczkami, by muzyka była mocna i nadawała się wprost do radia.

Danko Jonesowi nigdy nie brakowało pewności siebie, jednak odkąd za perkusyjnym działkiem maszynowym zasiadł Willard, ich muzyka brzmi jeszcze bardziej nieustraszenie niż kiedykolwiek dotychczas, bez względu na to, czy chodzi o momenty spokojne i łagodne, jak majestatyczny, godny Zeppelina rytm „You Wear Me Down”, niebotycznie wysokie, jak rozpędzającym chmury refrenie „Just a Beautiful Day”, czy gwałtownie skaczące, jak „Always Away”. Ten ostatni kawałek to kolejny dodatek do kolekcji piosenek drogi Danko Jonesa, ale podczas gdy wcześniejsze podobne fragmenty tej kolekcji, jak „Code of the Road” czy „Sleep Is the Enemy” stanowiły hołd wobec wyznawanego przez zespół niezmordowanego kultu ciężkiej pracy, „Always Away” oferuje perspektywę zupełnie inną: to hymnowe, serdeczne pozdrowienie kogoś, kto gdzieś tam daleko w domu pełni straż. To chyba najszczerszy, płynący prosto z serca kawałek Danko, ale nie trwóżcie się – nawet najbardziej sentymentalnych chwilach Danko jest uzbrojony w swoje cholernie dobre riffy na miarę „Thunderstuck”.

A co poza tym? Album po raz pierwszy zawiera też piosenki będące komentarzem do spraw politycznych („I Don’t Care”) oraz do religii („I Believed in God” – wspaniały, gospelizujący kawałek wycięty z tego samego materiału, z którego wcześniej powstał charakterystyczny „Love Is Unkind”). Choć właściwie oba służą generalnie temu, by jeszcze raz wymownie stwierdzić, że Danko Jones ma te dwa tematy gdzieś. „Rock and Roll Is Black and Blue” koncentruje się bowiem na czymś innym: na tym, kto zadawał temu poturbowanemu ciosy. W końcu to jest to, co lubi zdeklarowany przecież „Masochista”…

Przystanek Woodstock 1-3 sierpnia 2013

 

DZIEŃ I – czwartek, 1 sierpnia 2013 r.

Kamil Bednarek, Atari Teenage Riot, Third World, Enter Shikari, Ugly Kid Joe, Gooral z zespołem Mazowsze oraz Laureat Złotego Bączka Sceny Dużej

 

DZIEŃ II – piątek, 2 sierpnia 2013 r.

Ja mmm chyba ściebie/Łowcy. Band, Mech, Farben Lehre, Danko Jones, Anthrax oraz Emir Kusturica

 

DZIEŃ III – sobota, 3 sierpnia 2013 r.

Laureat Złotego Bączka Sceny Folkowej, Hunter, Kaiser Chiefs, Kiril Dzaikovski i uroczyste Zakończenie festiwalu

Polecane

Share This