Polscy fani otworzyli niebo dla Florence

Relacja z łódzkiego koncertu Florence And The Machine.


2015.12.15

opublikował:

Polscy fani otworzyli niebo dla Florence

Kierowca Polskiego Busa widząc tłum próbujący dostać się do pojazdu uśmiechnął się i zapytał: „koncert czy demonstracja?”. Demonstracja owszem – była, w sobotnie popołudnie narodowcy przespacerowali się ul. Piotrkowską wykrzykując hasła przeciw przyjmowaniu uchodźców. Grupa, w której przeważały młode dziewczęta jechała jednak do Łodzi w innym celu. Wieczorem w tamtejszej Atlas Arenie miał się odbyć wyprzedany od dawna koncert Florence And The Machine.

Zespół Florence Welch pojawił się na scenie ok. 21.00 rozpoczynając od spokojnego „What the Water Gave Me” z albumu „Ceremonials”, po którym usłyszeliśmy pierwszy fragment promowanej trzeciej płyty w postaci „Ship to Wreck”. Za sprawą „How Big, How Blue, How Beautiful” Florence na dobre wyszła z lasu i porzuciła wizerunek nimfy. Na koncertach wciąż jednak chętnie eksponuje to nieco magiczne, podszyte nutką tajemnicy oblicze. Kiedy zespół zaczął pochodzące z debiutu „Rabbit Heart (Raise It Up) Flo założyła wianek i ku uciesze fanów zeszła ze sceny witając się z publicznością zgromadzoną w pierwszych rzędach oraz na jednej z bocznych trybun. To wtedy po raz pierwszy podziękowała za gorące przyjęcie. Podobnych przemów było w sobotę więcej. Artystka podkreślała, że doskonale wie o zaangażowaniu polskich fanów, ponieważ spotyka się z nim na co dzień w mediach społecznościowych. Flo zwracała się do publiczności chętnie i często opowiadając m.in. o potędze miłości, będącej główną inspiracją do nagrania trzeciego albumu. Materiał z „How Big, How Blue, How Beautiful” naturalnie przeważał podczas łódzkiego występu. Krążek reprezentowały, oprócz wybornego utworu tytułowego, m.in. „Ship to Wreck”, „Delilah”, „Third Eye” czy „What Kind of Man”. Szkoda, że zabrakło choćby „St. Jude”, ale też grupa wydała w tym roku bardzo równy i absolutnie wspaniały album, dlatego dobierając setlistę nie sposób dokonać selekcji, która usatysfakcjonuje wszystkich.

Dwa wcześniejsze krążki reprezentowały największe hity, z wyśpiewaną przez całą halę przeróbką „You`ve Got the Love”, zagranym wyłącznie przy akompaniamencie harfy „Cosmic Love” czy chyba najcieplej odebranymi „Spectrum” oraz „Shake it Out”, Całość złożyła się na pełne ciepła i pozytywnych emocji, a do tego kapitalnie brzmiące stuminutowe show.

Rodzimi fani lubią rozpieszczać swoich idoli. Tym razem było podobnie. Organizowanie przez nich różnego rodzaju akcji specjalnych budzi mieszane uczucia. Zwolennicy podkreślają, że dzięki temu koncert staje się wyjątkowy nie tylko dla fanów, ale też dla artystów, przeciwnicy mówią, że to wiocha, że w cywilizowanym świecie nikt czegoś takiego nie robi i że w ogóle „cebulaki zawsze muszą się pokazać”. Trzeci album FATM ma u nas zaszczytny status platynowej płyty, co oznacza, że sprzedano między 20 a 40 (po przekroczeniu tego progu zagraniczna płyta „wskakuje” na podwójną platynę) tysięcy egzemplarzy. Sprzedażą płyt raczej nie ściągniemy do siebie gwiazd, spróbujmy więc może chociaż sprawić, że poczują się u nas dobrze. Management Iron Maiden planując trasy koncertowe zwykł sprawdzać popularność płyt zespołu na torrentach w danym kraju. Kto wie, może osoby odpowiadające za przygotowanie tournee Flo i jej zespołu będą sugerowały się tym, czy artyści zachowali dobre wspomnienia z poprzedniej wizyty.

Tę Flo pamiętać będzie z pewnością nie tylko ze względu na przygotowane przez polski fan club biało-niebieskie balony, które podczas „How Big, How Blue, How Beautiful” otworzyły dla niej niebo („May the Sky Stay Open for You Forever”) oraz rzucane w dużych ilościach podczas „Dog Days are Over” ubrania. Podczas tej piosenki Flo zachęca fanów do zrzucania ubrań. Członkowie polskiego fan clubu postanowili wykorzystać to do szlachetnych celów organizując zbiórkę odzieży. Części garderoby rzucone na scenę trafiły później do potrzebujących. Piękny gest. Florence również przyłączyła się do masowego zrzucania odzienia i poświęciła swoją koszulę kończąc zasadniczą część koncertu w staniku.

Bisy to już pokaz stadionowego potencjału FATM. Hymnowe „Mother” i  monumentalne, wyproszone przez fanów (#WhichWitchPoland) „Which Witch” położyły mocny grunt pod wielki finał. Scena spowita czerwonym światłem i miarowe uderzenia Chrisa Haydena w bębny sprawiły, że w Atlas Arenie można było poczuć się jak na koncercie Slayera szykującego się do zagrania „Raining Blood”. Zamiast tego usłyszeliśmy pamiętającą czasy debiutu „Drumming Song”, która zabrzmiała w Łodzi wyjątkowo potężnie. Głównie za sprawą Haydena, który w miarę rozwoju występu tłukł w bębny z coraz większą siłą. Na koniec Florence raz jeszcze zeszła do fanów, pozwoliła wyściskać się tym stojącym w pierwszych rzędach, pięknie podziękowała i zniknęła za kulisami. Wróci latem jako jedna z gwiazd przyszłorocznego Open`era.

Florence Welch nie tylko zaczarowała polską publiczność, ale też sama dała się zaczarować. Trudno o lepsze zwieńczenie koncertowego roku. Oby następny był co najmniej tak samo dobry.

Polecane

Share This