Nie skuwaj bobo, przecież sam to jarasz – nasz głos w sprawie aresztowania Maty

Zawinięcie Maty za marihuanę to kolejny, niekończący się żenujący medialny spektakl

2022.01.29

opublikował:


Nie skuwaj bobo, przecież sam to jarasz – nasz głos w sprawie aresztowania Maty

Foto: @piotr_tarasewicz / @cgm.pl

Zawinięcie Maty za marihuanę to kolejny, niekończący się żenujący medialny spektakl. Ale tu można coś ugrać – tylko nie na tym, że sprowadzasz sprawę do ciśnięcia po raperze, za którym nie przepadasz.

„Skurwysynu przewróć mnie na glebę, zakuj w kajdanki / zabierz wszystkie dzieci od płaczącej matki / zamknij mi brata za blanty, daj mu duży wyrok / bo te blanty na pewno dziś kogoś zabiją / Wiesz, wystrzel do mnie z klamki, jestem przestępcą / uniewinnij śmiecia za to, że zgwałcił nieletnią / uniewinnij Paetza, on tylko gwałcił dzieci / zamknij dobrych ziomów za to, że palili skręty / Zamknij ich, zamknij mnie, zamknij zaraz! / Kurwo zakłamana, przecież sam to jarasz / Nie wiem, powiedz mu, że jesteś kurwą z powołania / Chyba nie na tych, co trzeba, urządzasz polowania / Nie ma cienkiej linii między gandzią a crackiem, wiesz / Jeśli jest, to między piwem a denaturatem też / Lecz to raczej wiesz ty i twoja banda / Gdyby został mi tydzień życia, zdjąłbym komendanta / zdjąłbym Kaczyńskiego i jego czystki / Rzućcie nas na glebę i zamknijcie nas wszystkich / Załóżcie nam knebel i zamknijcie nas wszystkich / Zabijcie całe pokolenie za używki (wiesz) / sam nie palę, ale jestem za tym, żeby to było legalne / Ej, oddajcie nam obywatelskie prawa, ciule / Pieprzę policję, władze i prokuraturę”.

 

Przepraszam za ten przydługi wstęp. Nigdy chyba nie zacytowałem w tekście całej zwrotki rapera, ale ten Pezet sprzed piętnastu lat (numer jest Płomienia 81 i nazywa się „Jestem przeciw”) to coś, od czego trzeba zacząć i niemal wszystko, co w kontekście obecnego zatrzymania Maty trzeba powiedzieć, zastrzegając może, że konsumpcja detalicznych ilości i sprzedaż większych to nie to samo. I niby fajnie, bo Jan Paweł nagrał ponadczasowe wersy. Ale chyba bardziej dotkliwe jest to poczucie, że od półtorej dekady drepczemy w kółko. Nadal bezpieczniejsze – a może nawet bezpieczniejsze niż wtedy – jest zrobienie krzywdy dziecku niż ognista dyskusja z zielonym panem owiniętym w biały szal. Na szczęście raperzy już o tym nawijają – Białas ze Słoniem, stając za Bonusem, stanęli również na wysokości zadania.

Nadal demonizujemy na pokaz używkę, którą w coraz większej liczbie krajów się depenalizuje bądź przepisuje na receptę, którą Światowa Organizacja Zdrowia dwa lata temu pragnęła wykreślić z listy środków szkodliwych i relatywnie mało przydatnych medycznie, na której jest np. LSD (pytanie o to, czy słusznie, to już inna dyskusja) i heroina. Cóż, bliżej nam do Rosji niż do Holandii czy Portugalii. A że sporo hajsu przepływa nam koło nosa? Wolimy palić Jana, palić śmieci i palić węgiel. Nawet srogie żniwa zebrane przez dopalacze niewiele nas nauczyły.

Oni zakłamani sami nadal to jarają jak ten pies w „Pitbullu”, ale Patryk Jaki, jak na ironię w Parlamencie Europejskim członek Komisji Wolności Obywatelskich, wolał się jeszcze dwa lata temu publicznie odciąć od złapanego z siódemką brata. „Nie popieram nawet małej ilości marihuany, którą [brat] miał mieć przy sobie” – przyznał. Coż, chociaż tyle, że przyznał, że siódemka to niedużo. Bo jak mantra wróciło jego i niestety nie tylko jego: „Przypominam, że prawie każdy uzależniony od narkotyków twardych zaczynał od narkotyków lekkich”. To ja wracam do Pezeta – każdy konsument denaturatu zaczynał od piwa. I co z tym zrobisz?

„Kaczyńskiego i jego czystki” zostawmy. „Mały papież za kordonem żoliborskim” – jak to ładnie Sokół ujął – to cynik, będzie płynął z nurtem nastrojów społecznych jak te śmiecie u Herberta, a kiedy jego era przeminie zza pleców mogą wyskoczyć mu jeszcze większe, jeszcze bardziej populistyczne i czystkolubne oszołomy. Jeśli chcecie legalizacji „marihuany”- wybierzcie innego premiera – powiedział dziesięć lat temu ówczesny prezes rady minstrów Donald Tusk w TVN-owskim „Drugim śniadaniu mistrzów”. Nie wiem, czy mistrz jadł, ale nie lał wtedy na pewno. Albo miał opartą na sondażach świadomość,jakich mamy głosujących. Tylko te sondaże bywały takie, że Komorowski czuł się już prezydentem. I jest z nimi niestety jak z tą dziurą w dupie – każdy ma swój.

 

 

 

Kluczowym wersem do dyskusji jest „sam nie palę, ale jestem za legalem”. Obserwujemy – i to w wielu dziedzinach – myślenie zupełnie odwrotne. „Ja już nie mogę, ale ty nie usuniesz”. „Ja z tej ulgi nie skorzystam, niech nie będzie jej dla ciebie”. „Ja nie dojeżdżam z wsi do miasta, po co ci ten PKS”. I tak dalej. Z największym zażenowaniem obserwuję ludzi niechętnych Macie, nielubiących jego twórczości, którzy najchętniej zabroniliby żółtego sera, gdyby Matczak go jadał i można by go za to zawinąć. Michał mówi, że dwa plus dwa równa się cztery, to zedrą gardło, żeby wrzeszczeć, że to pięć. Jak się dzieje krzywda, to jeszcze kopnie. Daj spokój, przecież nawet Jarek Jakimowicz przemówił ludzkim głosem. A ty cieszysz się z tego, że rapera zawinęła policja, bo miał sprzyjające rozwojowi dzieciństwo, swój zestaw w popularnym fastfoodzie, utlenioną grzywkę i ojca libka? Dno. Nie zachował zimnej krwi przy policji, to jego wina? Przestań, parę banów na socialach nie czyni z ciebie doświadczonego recydywisty. A może jeszcze „argument” typu, że sam się prosił, bo „skute bobo” i wciąż było u niego o różnorakich używkach? Nic nie mów. Nawet nie chce mi się gadać o tym, że twórczość i życie to dwie inne sprawy i choćby raper przekonywał cię po stokroć że żyje dokładnie tak, jak nawija, a ty dawałbyś_ałabyś się na to nabrać za każdym pieprzonym razem, to i tak nigdy nie można tego zrównywać.

SPRAWDŹ TAKŻE: Jarosław Jakimowicz współczuje Macie: „To doświadczenie nie należy do miłych”

Zresztą właśnie o to chodzi, żeby potraktować tu Matę jak symbol (mnie interesuje głównie to, że jest świadomy i pełnoletni, bo dajmy na to Nypla nie chciałbym widzieć nawet z odrobiną zielonego). Pomyśleć o jakimś chłopaku, niekoniecznie z Warszawy, który nie ma papugi, do której można zadzwonić; który nie jest w świetle reflektorów, monitorowany przez pół Polski; którego trzepali funkcjonariusze kształtowani światopoglądowo na spółę przez proboszcza i wuefistę bez wątroby; którego sądzić będzie ktoś, kto jednak sięgnie po ten nieużywany przez normalnego orzekającego paragraf kodeksu, ale jak ktoś się uprze, to przecież można. Choć państwowe media miały wczoraj dzień konia, newsy sypały się jak łupież, nawet oni nie są tak głupi, żeby zrobić z syna profesora Matczaka męczennika. Naiwnością jest wierzyć, że ta sytuacja doprowadzi do poważniejszej, ogólnonarodowej medialnej dyskusji o marihuanie – liberalne media miały lepsze czasy, żeby ją odpowiednio rozbujać, wolą jednak wszystko upolitycznić i sprowadzić do osobistych przepychanek. To się lepiej sprzedaje, yes cannons slow market.

Liczę natomiast trochę na środowisko rapowe. Niekoniecznie na tysiące ogólnikowych utworów o legalizacji, to już było, w ten sposób przekaz staje się najpierw sloganem, a potem memem. Liczę na mocne, merytoryczne, poparte doświadczeniem i zdecydowane wypowiedzi niesione echem sociali, podchwytywane nie tylko przez rapowe portale w kontrze do pierdololo etatowych komentatorów od wszystkiego. „Już się boję wypowiadać słowa / Odkąd nam premier ukradł slogan, a prezydent zarapował” – nawijał ostatnio Solar i przecież sam udowadniał, że trzeba gadać, działać, pobawić się aktywizm. Kto jak nie my, zwłaszcza, że lekarzy w pandemii zeszmacono i zdewaluowano? U zarania marhuana była tu z deskorolką odpowiednio piątym i szóstym elementem hip-hopu, czy to Molesta, czy Warszafski Deszcz, czy Kaliber 44 polski hip-hop szedł do góry ujarany jak siemasz, a dodatkowo jeszcze zrobił to, co nie udawało się za sprawa dziesiątek czerstwych szkolnych pogadanek i kampanii – napiętnował heroinę i de facto wykluczył ją z szerszego obiegu, szeleszczenie aluminium, bycie „helenową zmorą” stało się przypałem. Hej, nawet laicy widzą, że Snoop Dogg to nie Ryszard Riedel, nie dość, że żyje to jeszcze tak, jak większość z nas chciała. Niezależnie od tego, czy wpadnie Mata, Rest, Gruby Mielzky, Miuosh, Przemek Ferguson, to chyba jedyna sytuacja, gdzie w rapie nie ma jakiekolwiek różnicy zdań i można mówić jednym głosem. Niech rozbrzmiewa, tak jak kiedyś ta rymowana mowa atakująco-obronna, którą Pezet zafundował bratu.

Tekst: Marcin Flint

 

Polecane

Share This