Spokoju i pełnej radości. Chwili wytchnienia i zastanowienia. Dziś i później też. Sukcesów w walce ze świątecznym obżarstwem. Umiejętności znajdowania i nazywania tego, co najważniejsze. Fantastycznych koncertów i płyt unoszących powoli do góry. Niezależnie od tego, czy to, co stało się ponad dwa tysiące lat temu, to prawda czy tylko piękna baśń – życzymy wam, by „życie stało się muzyką” (pamiętacie, kto tak śpiewał, prawda?).
P.S.
Wszystkim, którzy nie kochają już „Last Christmas” Wham! dedykuję świąteczne pieśni w najpiękniejszym (ze wszystkich znanych mi) wykonaniu Mistrza. (Prywatnie życzę sobie koncertu Toma Waitsa w jakimś małym, ciasnym, ciemnym klubie…).