Royal Blood – „Royal Blood”

Jakie czasy, takie objawienie.

2014.08.30

opublikował:


Royal Blood – „Royal Blood”

Mówi się, że rock`n`roll jest w odwrocie, że brakuje mu świeżości. Dinozaury nie odpuszczają, tuż za nimi znajduje się siwowłosa grupa wojowników z 90., a po rockowej rewolucji z początku wieku praktycznie nie ma śladu. Wśród 10 najpopularniejszych płyt 2013 roku w Wielkiej Brytanii znalazł się zaledwie jeden rockowy album – „AM” Arctic Monkeys” (8. pozycja). W analogicznym zestawieniu portretującym rynek amerykański niewiele lepiej – „Night Visions” Imagine Dragons na 4. miejscu, ale na tym się kończy. A Polska? W rocznym podsumowaniu OLIS za 2013  na 8. miejscu znajdziemy „Prosto” Kultu. Rock`n`roll potrzebuje kolejnego bodźca, kolejnej rewolucji. Potrzebuje kilku zespołów na miarę The Strokes czy The White Stripes, które wywrócą świat do góry nogami i sprawią, że wzmacniacze znów będą płonąć, a dziewczyny piszczeć. Dlatego też kiedy tylko na horyzoncie pojawia się jakakolwiek ciekawa kapela, z miejsca nazywa się ją objawieniem…

Dla wielu Royal Blood byli właśnie takim objawieniem. Koncertowa forma Brytyjczyków poparta świetnymi singlami rozbudziła oczekiwania, którym album niestety nie do końca sprostał. Bynajmniej nie znaczy to, że zatytułowany po prostu „Royal Blood” debiutancki album Mike`a Kerra i Bena Thatchera nie zasługuje na uwagę.

Na pewno nie brakuje im pierwotnej siły i charakterystycznej dla debiutantów bezczelności. Kłopot w tym, że Mike i Ben są jedynie pewnymi siebie prymusami, którzy bezbłędnie pilnie odrabiają lekcje, ale nie grzeszą kreatywnością. Nawiązania do The Black Keys czy The White Stripes są oczywiste. Do tego stopnia, że w wokalu Kerra miejscami słychać za dużo Jacka White`a. Podobna barwa to jedno, ale naśladowanie maniery amerykańskiego wokalisty, szczególnie słyszalne w „Figure It Out” i „Blood Hands”, zdaje się nazbyt wyraźnym „puszczaniem oka”. Jeśliby szukać wzorców w ojczyźnie, można wskazać np. The Cult. Gęsta, nastawiona na maksymalne wykorzystanie talerzy perkusja Thatchera przywodzi na myśl choćby „Beyond Good And Evil” z początku tego tysiąclecia. Krytykować i wskazywać podobieństwa oczywiście łatwo, ale spójrzmy na to z drugiej strony – w obrębie dwuosobowego składu grającego surowy rock, możliwości manewru są niewielkie. Dlatego cieszmy się, że Royal Blood biorą z tego nurtu garażowego grania wyłącznie to co dobre – przesterowane gitary, zgrabne melodie i masę energii.

Najmocniejsze punkty? Na pewno singlowy „Little Monster” z zabójczym refrenem, otwierający album, intrygujący „Out Of The Black” z niemal szeptanymi zwrotkami i bardzo ekspresyjną resztą oraz – mimo white`owych naleciałości – „Figure It Out”.

Przy dziesięciostopniowej skali z przyjemnością dałbym 7/10, jednak nie byłoby na tyle mocne 7, żeby naciągać ocenę do czterech gwiazdek.

Royal Blood – „Royal Blood”

Warner Bros./Warner Music Poland

Tracklista:

1. Out of the Black

2. Come On Over

3. Figure It Out

4. You Can Be So Cruel

5. Blood Hands

6. Little Monster

7. Loose Change

8. Careless

9. Ten Tonne Skeleton

10. Better Strangers

Polecane

Share This