CGM.pl i WIMP grają na czarno #3

Podsumowanie roku w soulu, r&b i hip-hopie. W piętnastu utworach.


2015.01.08

opublikował:

CGM.pl i WIMP grają na czarno #3

Mick Jenkins – „The Waters”

„Ciarki porównywalne z >> Section.80 <<„, piszą internauci i tego typu wpisy powinny być wystarczającą rekomendacją. Jeśli ktoś zestawia album Micka Jenkinsa z pierwszym krążkiem Kendricka Lamara, wiedz, że coś się dzieje. 23-letni Jenkins nie pochodzi co prawda z Compton, ale klimat rodzinnego, naznaczonego wysokim stopniem przestępczości Chicago odbija się w jego tekstach. Album „The Water[s]” to ambitne, konceptualne dzieło, w którym maczali palce m.in. Joey Bada$$ i Statik Selektah.

FKA Twigs – „Lights On”

Po dwóch świetnie przyjętych EP-kach przyszła pora na długogrający debiut FKA Twigs, 26-letniej przedstawicieli londyńskiej sceny. Krążek podołał oczekiwaniom słuchaczy i krytyki, o czym świadczą nominacje m.in. do Grammy i Mercury Prize. Zachwyt „LP1” jest w pełni uzasadniony, bo na materiale tym Twigs z lekkością i finezją porusza się między elektroniką a modnym ostatnio, alternatywnym r&b, wrzucając to wszystko w trip-hopową głębię.

Black Milk – „For What It`s Worth”

Jeszcze kilka lat temu nie było wątpliwości: lepiej słucha się bitów Black Milka niż jego rapu. Człowiek odpalał „Popular Demand” lub „Tronic” i życzył sobie, aby na tych tłustych, brudnych podkładach częściej rymowali Guilty Simpson, Pharoahe Monch albo Sean Price. Tymczasem przyszły kolejne krążki i… nagle okazało się, że Milk niepostrzeżenie dopracował warsztat, nauczył się pisać lepsze teksty i dziś jest, przyznajmy to otwarcie, kozackim MC. Równocześnie to nadal niesamowicie utalentowany producent, godny kontynuator tradycji Detroit. Dlatego „If There`s Hell Below” to bardzo porządny, równy i absolutnie przekonujący krążek.

Tinashe – „Feels Like Vegas”

Tinashe nagrała płytę, która mogłaby wyjść Ciarze lub Cassie, gdyby tylko miały tyle talentu, wyobraźni i ambicji, co ta dziewczyna z Los Angeles. A że nie mają, błąkają się na obrzeżach mainstreamu, podczas gdy autorka albumu „Aquarius” podbija serca co bardziej kumatych klubowiczów i krytyków, którzy nie boją się tupnąć nogą. Płyta jest w wielu miejscach subtelna i delikatna, ale między tymi głębinowymi, cloudowymi kompozycjami trafia się kilka killerów. Na przykład „Feels Like Vegas”.

Run The Jewels – „Blockbuster Night Part 1”

Jeśli jeszcze nie sprawdziliście drugiego albumu Run The Jewels… Zazdroszczę wam. Przed wami pierwszy odsłuch jednej z najlepszych płyt ostatnich lat. Agresywnej, bezkompromisowej i bezczelnej, a jednocześnie piekielnie dopracowanej, przemyślanej, fantastycznie napisanej i zaaranżowanej. Bezbłędnej. Zasługa w tym przede wszystkim El-P, tego nowojorskiego geniusza, który od kilkunastu lat pracuje na status absolutnej legendy gatunku.  I gdy słucham „RTJ 2”, mam poczucie, że najlepsze wciąż przed nami.

SZA – „Sweet November”

SZA jest od niedawna pierwszą damą wytwórni Top Dawg Entertainment i już z tego względu warto tę dziewczynę śledzić. Ale nie tylko. Na swojej ubiegłorocznej EP-ce „Z” (druga część trylogii „SZA”) pokazuje, że dobrze czuje nowe, minimalistyczne podkłady z pogranicza rapu i r&b. Krążek, choć daleki od ideału, zawiera jednak takie perełki jak „Sweet November”. Po nowocześniejszych rzeczach od FKA Twigs i Tinashe ten numer skręca w stronę kameralnego retro.

Flying Lotus – „Never Catch Me” (feat. Kendrick Lamar)

„You`re Dead!”, najnowszy album FlyLo, to rzecz krótka, ale cholernie intensywna. Zaczyna się od szoku i wariactwa balansującego na granicy free jazzu i fusion. Później robi się łagodniej, gitarowo-trąbkowe szaleństwa ustępują miejsca soulowym, głębinowym harmoniom, które znamy choćby z poprzedniego albumu Lotusa, „Until The Quiet Comes”. Piękna podróż. Towarzyszą w niej m.in. Herbie Hancock, Snoop Dogg, Thundercat i Kendrick Lamar. Ten ostatni w „Never Catch Me” zaliczył jeden ze swoich lepszych występów w karierze.

Schoolboy Q  – „Break The Bank”

A skoro przy reprezentant(k)ach TDE jesteśmy, jednym z ważniejszych (choć, zdaniem niektórych, w tym piszącego te słowa, nie tak ważnym, jak się zapowiadało) krążków ubiegłego roku jest „Oxymoron” Schoolboya Q. Płyta prezentuje dość szeroki przekrój klimatów: od bezpardonowych trapów w dyskotekowym tempie, przez psychodeliczne sample z Portishead, po klasyczne produkcje, wyciągnięte rodem z lat 90. Brzmi to raz ciekawiej, raz nudniej, ale akurat „Break The Bank” – koncertowy hymn wyprodukowany przez Alchemista – to jeden z bardziej nośnych fragmentów albumu.

Ab Soul – „Stigmata” (feat. Action Bronson, Asaad)

To miał być rok TDE. Przedstawiciele tego kolektywu mieli kroczyć dumnie od wydawnictwa do wydawnictwa i na koniec roku podbijać swoimi albumami wszystkie rankingi. A jednak, ani Isaiah Rashad, ani Ab Soul, ani SZA, ani Schoolboy Q nie nagrali w pełni zadowalającego krążka. Nie przeszkodziło to jednak w tym, by na tych samych płytach trafiały się pojedyncze perełki. O wybitnym remiksie „Shoot You Down” Rashada pisałem przy okazji ubiegłej playlisty – „Stigmata” nie jest może AŻ TAK dobra, ale i tak klimatem przebija większość nagrań w tym słabym dla amerykańskiego rapu 2014 roku.

Taylor McFerrin – „Decisions” (feat. Emily King)

To nie był rok TDE, więc może Brainfeedera? Środowisko, skupione wokół Flying Lotusa, dostarczyło w tym roku kilku dopracowanych wydawnictw. Ślady „You`re Dead!” odnajdziecie w tej playliście, ale należy też wspomnieć o innym krążku. Nie, nie mam tu na myśli odtwórczego, nudnego „The Church” Mr. Oizo. Chodzi mi o „Early Riser” Taylora McFerrina, delikatną i osobistą, wygraną minimalną ilością środków płytę syna Bobby`ego McFerrina. Balansujący na granicy wysmakowanej, soulowej elektroniki i nowoczesnego jazzu album miał pierwotnie obfitować w wokale McFerrina; ten jednak zdał sobie sprawę, że nie w każdym nagraniu jest potrzebny śpiew. Gdy trzeba, wspomagają go zaprzyjaźnieni wokaliści. I ojciec.

Machinedrum – „More Than Friends”

Ninja Tune też nie próżnowało. Machinedrum, amerykański producent, od jakiegoś czasu realizuje swój konceptualny projekt „Vapor City”. W jego skład wchodziły dotychczas: fantastycznie przyjęty album o tym samym tytule, trasa koncertowa, kilka EP-ek i remiksów. Jungle? Footwork? IDM? Nazwij to jak chcesz, ale wydane niedawno „Vapor City Archives” to coś więcej niż kilka odrzutów z archiwów. To, jak reklamuje wytwórnia, dziesięć świeżych, przygotowanych specjalnie na to wydawnictwo kompozycji. Czołówka roku.

Vince Staples – „65 Hunnid”

Kolejna przyszła gwiazda hip-hopu z Kalifornii? Bardzo możliwe. Vince Staples ma wszystko, by podbić i listy przebojów, i recenzentów. W tym pierwszym może liczyć na pomoc wytwórni Def Jam, w której w sierpniu właśnie swoją EP-kę „Hell Can Wait”. Recenzenci też już pieją z zachwytów: 8,5 punktów na 10 i tytuł „Best New Music” od prestiżowego Pitchfork.com to nie byle jakie wyróżnienie.

D`Angelo – „1000 Deaths”

„Black Messiah” to wielki album. Kropka. A „1000 Deaths” to jeden z ciekawszych i bardziej awangardowych jego momentów. Szarżujący, agresywny, operujący klangującym basem i przesterowanym wokalem. Z siłą przekazu typową dla całego krążka.



Big K.R.I.T. – „Saturdays = Celebration” feat. Jamie N Commons


Południe długo czekało na młodego zawodnika, który z polotem połączyłby dwie wielkie tradycje tamtejszych scen: UGK i Outkast. Oto jest, Big KRIT, który pod koniec ubiegłego roku wydał swój długo oczekiwany, drugi legalny album „Cadillactica”. Wielu wiązało z nim obawy – w końcu poprzednie, debiutanckie „Live From The Underground” raczej nie sprostało oczekiwaniom, a sam KRIT jakby formę chował na zawsze dobre mixtape`y. Wszelkie niepokoje na szczęście nie znalazły pokrycia w materiale, który otrzymaliśmy. „Cadillactica” to przede wszystkim piękne, mięsiste, żywe brzmienie i rozdający karty gospodarz. Nie wierzycie? Posłuchajcie „Saturdays = Celebration”.

J. Cole – „Love Yourz”

Utwór, który podsumowuje przekaz, jaki płynie z nowego, wspaniałego albumu J. Cole`a. VNM zdradził niedawno, że „2014 Forest Hills Drive” zmieniło jego światopogląd. Założę się, że nie jest jedynym, który pokochał ten wzruszający wątek powrotu na prowincję z wielkiego miasta – wątek, wokół którego ciągnie się cała opowieść na płycie Cole`a.

Polecane

Share This